niedziela, 26 stycznia 2014

o haiku z lodówki czyli Iro poniosła fantazja...

Nie ma to jak przesycenie tematem. Pozostawiwszy za sobą Irokezów, antropologów amerykańskich i zagadnienie rasizmu naukowego w XIX wieku spędzam teraz praktycznie całość czasu nad haiku. Poza przepisywaniem własnych wierszy i szkicowaniem projektów kolaży w wolnej chwili (szczególnie w pociągu) przede wszystkim zajmuję się czytaniem o teorii i historii haiku oraz pisaniem na ten właśnie temat. Ponieważ uważam, że ważny jest klimat oraz odpowiednie nastrojenie, komórę ozdabia mi zdjęcie okładki antologii Haiku z '83 roku (czarne ptaki na żółtym tle - kto czytał ten wie, o której książce mówię ;) ), a na pulpicie komputera mam czarną tapetę z kwiatkiem wiśni, na którym umieszczono następujący wiersz: 

haikus are easy 
but sometimes they don't make sense
refrigerator

(Notabene uwielbiam to niby-haiku :) ). 

I chyba tym ostatnim przesadziłam, przelałam czarę szaleństwa i zaczynam cierpieć na urojenia (znowu...). Znalazłam bowiem artykuł o wdzięcznym tytule: haikowanie lodówki - lansowane przez producentów i media. Nie wiem jak was, ale mnie dziko zafascynował temat i od razu zaczęłam się zastanawiać jak można zhaikować lodówkę. Można ją popisać flamastrem? To już jednak było i wcale nie ogranicza się do poezji, można na niej było napisać i narysować cokolwiek. Może jest oklejona cytatami Wielkich Mistrzów? Ale przecież napisali: "lansowane przez producentów i media", a to oznacza, że chodzi o coś "wow". Hm, a może ma wbudowany program samodzielnie układający wiersze? (ostatecznie były eksperymenty z komputerami, a technika idzie naprzód, więc czemu nie miałoby to dotyczyć lodówki? A u Japończyków mnie już nic nie zdziwi).

Okazało się, że chodziło o HAKowanie lodówki, czyli zarażanie jej wirusem w ten sposób, żeby wysyłała spam. W sumie to jestem rozczarowana...

Zwykle nie wrzucam linków, ale jeśli kogoś zainteresował temat spamującej lodówki, tutaj podaję NAMIAR do artykułu.

piątek, 17 stycznia 2014

zabawa w Indian...?

Z cyklu myśli krótkich: nie ma to jak po długich zmaganiach zakończyć wreszcie artykuł o Irokezach, wysłać go do redaktora w poczuciu ulgi i euforii z odzyskanej częściowo wolności, po czym udać się do drugiego pokoju z zamiarem odpoczynku i należytego odmóżdżenia i tam stwierdzić z lekką zgrozą, że w telewizji leci film o Pocahontas.