piątek, 10 czerwca 2011

zapachniało czerwienią

Sted pisał, że "pójdzie bezpowrotnie daleko hen, kiedy na nowo się narodzi, wszędzie na miłość głuchy jak pień, będzie w sadach obrywał czereśnie"* i o ile realizacja trzeciego wersu może być postawiona pod znakiem zapytania, o tyle wypełnienie zadania z ostatniego wersu nie powinno nikomu sprawić w czerwcu trudności. Oto zaczął się bowiem cudowny czas owoców sezonowych. 

Bez względu na to, czy mieszkamy w mieście czy na wsi trudno nie skorzystać z okazji i nie najeść się do syta dojrzałych w czerwcowym słońcu owoców. Osobiście cenię je nie tylko za smak i krótki w gruncie rzeczy czas występowania (bo o zimowych, jałowych truskawkach sprowadzanych z południa nawet nie wspominam, bo nie warto tego czegoś nawet nazywać truskawką). Truskawki jako takie nie należą co prawda do moich ulubionych owoców, ale cenię je za intensywny zapach - słodki, duszący i trochę ziarnisty. No i nie zapominajmy o pięknej barwie dojrzałych czereśni! Od lekkiego rumieńca, poprzez rażący neon krzyczący "tu jestem!" bo dostojną, ciężką czerwień, która jest już tak nasycona, że przechodzi powoli w czerń.

No jak tu nie lubić lata, kiedy można siedzieć, beztrosko merdać nogami i pluć pestkami, "kto dalej"?

Co prawda te owoce niedługo się skończą, ale pojawią się kolejne, również duszące swoim zapachem, cieszące oczy barwą i kuszące smakiem: porzeczki, wiśnie, agrest, maliny, śliwki, nektaryny, brzoskwinie, gruszki i jabłka.

Kocham lato. 

pierwsze rumieńce
czerwieni się dziewczyna
i sad wiśniowy
Szwecja, 2009.

* "Błogo bardzo sławił będę ten dzień", E. Stachura

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz