wtorek, 21 lutego 2012

krótko o śniegu, małpie, fizyce i wyjątkowości

Kiedy byłam mała robiłam "śnieżne" gwiazdki z papieru. Kartkę papieru składało się w odpowiedni sposób, by po wycięciu i rozłożeniu uzyskać symetryczną, sześcioramienną gwiazdkę. Sprawiało mi to ogromną frajdę, może dlatego, że od małego lubiłam symetrię. 

Mówi się, że nie ma dwóch identycznych płatków śniegu. Osobiście wydaje mi się to trochę dziwne, ale kłócić się nie będę. W głowie skacze mi bowiem małpka, a dokładnie teoria (czy też twierdzenie) o nieskończonej liczbie małp. Krótko mówiąc, teoria ta zakłada, że mając nieskończenie długi czas, maszynę do pisania i małpkę, która będzie w sposób losowy przyciskać klawisze klawiatury "prawie na pewno" napisze dowolny, wybrany tekst, od "Poczytaj mi mamo!" zaczynając, a na Szekspirze kończąc. Oczywiście jak mawiał (kapitan!) Jack Sparrow: "jest to nie niemożliwe, tylko mało prawdopodobne", ale mimo wszystko w dalszym ciągu wykonalne. Teoria małpy obrazuje więc mój stosunek do wyjątkowości płatków śniegu. To, że na świecie są dwa identyczne płatki śniegu jest w mojej opinii możliwe, ale nikt nie mówi, że łatwe do udowodnienia. 

Na kształt płatków wpływać ma podobno temperatura, wilgotność i ciśnienie powietrza. Te czynniki decydują, czy śnieg będzie zbiorem igieł, puchem czy innym "śniegiem ziarnistym". Ponoć każdy kryształek lodu przechodząc przez chmurę jest poddawany tym czynnikom w innych proporcjach, dlatego każdy płatek jest inny. Wydaje mi się, że liczba możliwych proporcji temperatury, wilgotności i ciśnienia jest liczbą skończoną i prędzej czy później płatki będą musiały się powtórzyć, jak nie jutro, to za miliard lat, bo dlaczego by nie? 
Swoją drogą ci naukowcy niby tacy cwani, ale jednocześnie nikt nie potrafi wytłumaczyć, dlaczego płatek jest symetryczny (a przynajmniej ja na takie wyjaśnienie nie natrafiłam; być może powodem jest to, że "sześć ramion kryształu podróżuje razem, więc natrafia na identyczne warunki i rośnie identycznie", ale mnie, fizyko-sceptyka to nie przekonuje. Dla mnie fizyka to niepojęta czarna magia i zawsze podchodziłam do niej z rezerwą). Osobiście lubię powtarzać za sir Pratchettem, że "Stwórca Wszechświata był szczęśliwy. Tytułem eksperymentu wprowadził właśnie do zamieci siedmioramienny płatek śniegu i nikt nie zauważył". (tom pt. "Eryk")

Teorię wyjątkowości potwierdzać ma jednak fakt, że w wypadku każdego makroskopowego obiektu jest mało prawdopodobne, a wręcz prawie niemożliwe (teoria małpy się kłania), by gdzieś na świecie (a nawet we Wszechświecie) istniały dwa obiekty identyczne na poziomie molekularnym. Na to nie mam argumentu.
Za to mam z tego jeden wniosek, w formie pytania: czyżby pierwszy raz w moim życiu nauka nie zabiła bajeczności świata? Paradoks, bo przecież zwykle jest odwrotnie... Ale widać jest jeszcze nadzieja.

Kolaż 246

2 komentarze:

  1. to ja już prędzej jestem skłonna uwierzyć, że nie ma takiego samego płatka śniegu, niż w teorię małpki. nie, nie i jeszcze raz nie! to obala wszystkie idały, w które wierzę jako niedoszła polonistka ;)

    OdpowiedzUsuń