wtorek, 1 maja 2012

"a teraz maj, dokoła maj wyświęca ogrody"

No i nastąpił koniec odliczania. Wiosna eksplodowała kwiatami i nie ma najmniejszej wątpliwości - maj! Przechadzając się niedawno ulicą Ogrodową wręcz słyszałam głośne odliczanie "trzy...! dwa...! jeden...!" a teraz widzę to wyraźnie i w innych częściach mojego miasta, nie tylko w parkach i na skwerach. 

Pierwsze wybuchły jabłonie. Była połowa kwietnia, jeszcze padały chłodne deszcze, a mimo to jabłonki w Tychach twierdziły uparcie, że już wiosna i stroiły się jak panny młode. Dziwnie ale i pięknie to wyglądało w tej szarudze i nagości, taka drzewiasta panna w koronkach.
Miałam kiedyś taki wiersz, w liceum napisany, o opuszczonym domu na wsi. I tam właśnie po raz pierwszy pojawiła się u mnie ta wzmianka. Szło to jakoś tak: "i tylko w sadzie biała jabłonka czeka na oblubieńca który umarł tej zimy" czy coś w ten deseń. Tak czy siak skojarzenie z koronkami zostało, a szarość tła przeminęła ustępując miejsca szalonej zieleni.

Pamiętam też jak kilka lat temu, kiedy w nerwach czekałam na dzień egzekucji czyli na maturę, z lekkim przestrachem ale i fascynacją skazanego na śmierć obserwowałam kasztanowce. Często słyszę o tej porze roku (zwłaszcza w radiu) zdanie "kasztanowce już kwitną - niedługo matury" i rok rocznie przypomina mi się moja batalia (z jakiegoś powodu stwierdziłam, że "trzy obowiązkowe egzaminy to za mało" i jak to koziorożec uparłam się, że będę pisać pięć "bo niby czemu nie?") i rok rocznie na widok białych, kwiatowych kiści oddycham z ulgą, że to już za mną i że w sumie niepotrzebnie się wtedy tak martwiłam przyszłością.

Równocześnie pojawiła się w powietrzu subtelna fioletowa mgiełka tegorocznych bzów. Jako miłośniczka koloru purpury (haha!) nie mogłam przejść obok tego obojętnie, ale zostawiłam te świeże pędy w spokoju na gałęziach. Niestety nie wszyscy w moim domu przepadają za zapachem bzu więc nie będę nikogo na siłę "uszczęśliwiać", a i krzewy chyba są zadowolone. Zamiast tego po raz kolejny sięgnęłam do "Straż Nocną" -  jak co roku o tej porze. Bzy prześladują mnie więc także w literaturze, oczywiście na moje własne życzenie. 

No i ostatnie - magnolie. Wielkie, słodkie i różowo-białe kwiaty nie należą do moich ulubieńców, ale z jakiegoś powodu zakwitły mi w głowie. Jakieś pół tysiąca lat temu Moritake (1473-1549) napisał pewne haiku, które w XX wieku Miłosz (jakże trafnie) przetłumaczył na język polski. Wiersz brzmi następująco:  
Opadły kwiat
Wrócił na gałąź?
To był motyl. 
Mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że to jeden z moich ulubionych wierszy i bardzo często słyszę to haiku w głowie o tej porze roku. I o ile w chwili, kiedy jabłonie tracą cierpliwość, przestają czekać na swoich umiłowanych-nieprzychodzących i zaczynają zrzucając płatki to nie mam nic do dodania, to w czasie, kiedy zaczynają przekwitać magnolie nie mogę się zgodzić. Kwiaty magnolii są o wiele większe i bardziej masywne, obsiadają gałęzie jak jakieś liliowe ptaki. I chyba właśnie to skojarzenie w zeszłym roku "wywołało kwiat z ogrodu", że tak sparafrazuję: 
motyl nie wróci
na gałęzie magnolii
ani biały ptak 

Nie wybiegajmy jednak na razie w przyszłość i cieszmy się, bo na razie wszystko kwitnie w pełni.Wracając w piątek z przystanku do domu, przepełniona radością wynikającą z jasnych perspektyw długiego weekendu dostrzegłam nieduży, wściekle różowy kwiat magnolii w jednym z mijanych ogrodów. Przystanęłam więc, rozpięłam torbę, wyciągnęłam swój słynny fioletowy notes i zapisałam: 
kwiaty magnolii
jak różowe ptaki na
nagich gałązkach
Później ruszyłam dalej, ale znów musiałam przystanąć żeby się szczerze roześmiać. Nieliczni przechodnie przyglądali mi się z uwagą, a ja znowu wyciągnąć notes: 
kwiaty magnolii
- w pół kroku przystanę
by zapisać wiersz
Potem niespiesznie poszłam do domu, a kwiaty pozostały. Jeszcze trochę czasu zostało do ich odlotu. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz