sobota, 22 grudnia 2012

alfabetyczne i gorące życzenia dla wszystkich Dobrych Duchów roku 2012

Tak jak i w latach poprzednich, (bo staje się to powoli tradycją), chciałabym z okazji zbliżających się Świąt podziękować wszystkim tegorocznym Dobrym Duchom, jak i życzyć im wszystkiego najlepszego.W gruncie rzeczy, cyniczny Pan Da mi tu podpowiada, że powinnam wziąć i przekopiować zeszłoroczne listy, ale jest to niedopuszczalne. Wszak wszystko należy zrobić porządnie od początki i dopiąć na równie porządny ostatni guzik. Chociaż z drugiej strony to budujące, że tyle Duchów ze mną pozostało i nie odfrunęło za horyzont (a przynajmniej niezbyt daleko).

Jak zawsze, żeby było sprawiedliwie, w kolejności alfabetycznej chciałabym podziękować:

cichej Annie G. - która, mimo iż wciąż jest uparcie milcząca, to jednak jest nadal obecna. (Obawiam się, że o Fluttershy nie można po prostu zapomnieć. Yeah!).

sympatycznej Julce -  podobno rodziny, w tym szwagierek się nie wybiera. Tym bardziej się cieszę, że trafiło na Ciebie.

ukrywającej się Justynie - standardowo - i tak się przede mną i Tą Trzecią nie ukryjesz. Dopadniemy Cię po sesji i zabierzemy na kolejny sabat. Bo bez Ciebie to nie to samo co z Tobą, mon chéri. 

nordystycznemu Kubie - który pokazał mi Troję bez konia (jaki kraj, taka Troja...) i wyjaśnił rolę głowy samicy konia w czarnym PiArze Skandynawów.

niezwykłej Marcie tudzież Nefertari - kiedy przezwałam Cię Matrioszką nie przypuszczałam, że tak szybko będzie to brzemienne w skutki. Niech Młody rośnie na chwałę kultury i literatury, jak jego mama! (I przy okazji ukłony dla męża).

wiercącej się Monice - czyli kulinarnej, która każdy życiowy zakalec potrafi przemienić w najlepszy z wypieków sukcesu.

mruczącemu Mumrikowi - który co prawda Muminków nie zna, ale Włóczykija i Joka odtwarza genialnie. Dziękuję za wszystkie piórka, nie tylko różowe. 

drapieżnej Paulinie - która nie doprowadza do zagłady świata, ponieważ jest miłosierną i najlepszą Matką Wszechświata jaką znam (bo jedyną).

odległemu acz bliskiemu Ptasiemu Dziubowi - cieszę się, że życzenie z zeszłorocznej kartki tak szybko zaczęło się sprawdzać. Dużo szczęścia życzę całej Dziubatej czwórce.

złoto-słownej Sybilli - każde Twoje mailowe słowo spijam z ogromną radością. Jeśli Tobie moje maile sprawiają choć procent tej samej radości, to jest to chyba bardzo udany układ.

Homkowi Toftowi -  który zawsze znajdzie czas, żeby zejść ze strychu lub wygrzebać się spod sterty lin i ze mną pokorespondować. Dziękuję za każdy rysunek i list od Ciebie.

niezastąpionej Zielińskiej - która udowodniła, że Męskim Mężczyznom nawet w różu jest do twarzy.

Ekipie "Niebieskich Traw" których nie miałam okazji osobiście poznać, a którzy dali mi ogrom radości i satysfakcji. Dziękuję Wam za każdą pojedynczą trawę i za cały bukiet.
Grupie Militarno-Historycznej Berliner Mauer - ze szczególnym uwzględnieniem mojego ulubionego Obelixa, który zawsze jest skory, by dać mi jakąś radę.
Grupie Poetyckiej Orion - a szczególnie nie-Brzydkiej Małgosi (którą w każdej chwili chętnie przytulę) oraz Sławie, która zawsze ma jakiegoś anioła na podorędziu. 

A także tym troszkę dalszym, ale wciąż obecnym: Adamowi Augustinowi, ChoAngel, Eddiemu, Goździkowej, Kkohaku, Kunie-Kundzie, Maczuczowi, Pani Ewie, Radkowi, skart2005.

Wespół w zespół z całą notesową ekipą (czyli, alfabetycznie: Azzurro Cavallo, Czeszławem Miłosiem, FanTomkiem, Panem Dą, PaPi Lotką, PiPim Nielotem oraz Wolfgangiem) podziękować za wspólnie spędzony czas oraz życzyć Wszystkim tego, czego sobie sami życzą: świętego spokoju, wygładzenia niedoskonałości, smacznej ryby, fajnych prezentów, laserowego miotacza albo pokoju na świecie. Amen.

świąteczny kolaż 128 zrobiony na zamówienie

sobota, 8 grudnia 2012

haiku (trzciny)

(Haiku, które zaprezentowałam na Orionowym Przeglądzie Sztuki "Epika, Muzyka i Anioły" 7.12.12)


po cóż ten przepych?
- już wolę prostotę trzcin
cicho szumiących

niedziela, 2 grudnia 2012

imperium kontratakuje czyli facebook w natarciu albo afera o prawa autorskie

Powiem to na wstępie: szczerze pogardzam tą nędzną imitacją kontaktów międzyludzkich jakim jest facebook. Los mnie przymusił do założenia konta (tak to jest jak wszystkie ważne informacje dotyczące studiów przenoszą się nagle z dostępnego forum na jakieś tajemnicze, dostępne tylko dla wybrańców coś) i trudno powiedzieć bym przyjęła ten fakt radością, ale jak już jest, to trudno. Doszłam do wniosku, że skoro już to przeklęte konto mam, to niech będzie z niego pożytek - w postaci pozyskiwanych informacji oraz tablicy, na której mogę "wywieszać" moje kolaże. Ale żeby się jakoś prywatnie uzewnętrzniać? Z kim pijam wódkę, z kim sypiam, kiedy mam najbliższą kolonoskopię - kogo to obchodzi?! Nie umieszczam ani nie czytam takich danych, znajomych w ogóle nie śledzę, bo mnie to nudzi i wychodzę z założenia, że wszyscy moi znajomi i tak wiedzą tyle, na ile zasługują, bo sami dozują sobie dostęp do informacji: moja przyjaciółka z racji częstości kontaktów i bliskości więzi jest na bieżąco ze wszystkim, a daleka znajoma której nie widziałam od lat wie co najwyżej co studiuję i gdzie mieszkam. Jedyne co jest dostępne dla wszystkich, to moje kolaże. I tutaj dochodzimy powoli do sedna dzisiejszego posta.

Społeczność fb wpadła w kolejny szał, tym razem dotyczący praw autorskich. Połowę ludności internetowej ogarnął popłoch, a drugą połowę - pusty śmiech z tych pierwszych. Część przerażonych, ale przepełnionych optymizmem i wiarą w prawo zaczęła się ubezpieczać oświadczeniami o treści mniej więcej takiej:
Ja niżej podpisana,w odpowiedzi na nową politykę FB informuję, że wszystkie moje dane personalne, ilustracje, rysunki, artykuły, komiksy, obrazki, fotografie, filmy, teksty, wiersze, itd. są obiektami moich praw autorskich (zgodnie z Konwencją Berneńską).
W celu komercyjnego wykorzystania wszystkich wyżej wymienionych obiektów praw autorskich w każdym konkretnym przypadku wymagana jest moja pisemna zgoda!
I tak dalej, w ten deseń.  Efekt jest taki, że cynicy natrząsają się z naiwnych, a pesymiści przekonują optymistów, że i tak im to nic nie da. Zaznaczę od razu: sama umieściłam takie sprostowanie. Dlaczego? 

Po czystym przypadku, jakim była okładka książki i płyty wiem, że moje prace mogą się podobać. Miałam wystarczającego farta, że trafiłam na fajnych ludzi, którzy poprosili mnie o zgodę i umieścili moje dane w odpowiedniej stopce. Bardzo się z tego cieszę. Ale coraz częściej spotykam się z tym, że wśród moich znajomych, którzy zajmują się różnie pojmowaną sztuką czy artyzmem szerzy się plaga wirusa jakim jest plagiat, albo - co gorsza - złodziejstwo. Czasami odpowiedni mail, w którym wygraża się prawami autorskimi wystarcza, żeby delikwent przestał wykorzystywać porwane dziełko i wszystko wraca do normy w oazie szczęśliwości. Ale niestety nie zawsze tak jest, co pokazują inne znane mi bezpośrednio przypadki. I nie musi od razu chodzić o wielkie filmy czy koncerny z setką wykwalifikowanych prawników; czasem wystarczy niedoszły facet o lepkich palcach, albo rozhisteryzowana bibliotekarka, która podkrada kudłatym fotografom zdjęcia (nomen omen właśnie z fb).

Nie jestem naiwna. Wiem, że jeśli ktoś będzie chciał mi świsnąć kolaż albo haiku, zrobi to i tak. Ale nauczyłam się, że kto mieczem wojuje od miecza ginie i biurokrację należy zwalczać biurokracją. W fb nie wierzę i szczerze mówiąc trochę mi on drynda i powiewa na wietrze, ale doszłam do wniosku, że to dobra okazja, by wrzucić na moją "ścianę" notkę o prawach autorskich. Gdyby kiedyś było potrzebne (oby nigdy) - mam podkładkę, że sobie nie życzyłam wykorzystywania moich prac i było to jasno napisane.

To był jedyny powód mojego przyłączenia się do ruchu "niżej podpisanych". Teraz siedzę i czytam, jaka jestem głupia i naiwna, bo i tak mi to nic nie da, a poza tym podpisywałam regulamin który... etc. i nie mogę się nadziwić, że jest taka chmara ludzi, którym się chce to przeżywać. (W sumie ktoś może się przyczepić, że ten post też jest jednym wielkim przeżywaniem, ale mnie to raczej dziwi albo bawi niż dotyka). Ale nawet jeżeli jestem głupia i naiwna, to i tak mi się wydaje, że podpisywanie się pod oświadczeniem o prawach autorskich jest mniejszą głupotą, niż wsadzanie sobie do nosa słuchawek w celu zrobienia ze swojej jamy ustnej naturalnego głośnika. 

Ci vediamo.