czwartek, 6 stycznia 2011

o zaćmieniu i okazyjna polemika z pewnym pisarzem zen

Dwa dni temu, 4 stycznia, miało miejsce częściowe zaćmienie słońca. Chociaż nie jestem rannym ptaszkiem i sama nigdy dobrowolnie nie zwlokłabym się z łóżka, to zbiegiem okoliczności miałam okazję podziwiać to zjawisko. I chociaż nie zapadły nagłe ciemności egipskie (porównanie nieprzypadkowe) to i tak było co oglądać. Moja wyobraźnia i skojarzenia od razu podsunęły mi odpowiednie słowa, więc w szybkim czasie powstało następujące haiku: 
jak nadgryzione
ciasteczko imbirowe
tarcza słoneczna 
Dlaczego o tym mówię? Kilka dni temu skończyłam czytać poleconą przez znajomą książkę o wdzięcznym tytule "Rozmyślania zen na każdy dzień roku". Przegryzłam się przez tą pozycję w bólach i amplitudzie niedowierzania i irytacji. Czerwone mroczki przed oczami zafundował mi zwłaszcza wpis z dnia 20 kwietnia. Rzecz tyczyła się haiku. 
Autor opowiadał, jak to ze zdumieniem przyjął fakt, że w sąsiednim miasteczku ludzie w sklepie rozmawiali o tym rodzaju poezji (było to spowodowane wydaniem książki tamtejszego poety). Jedna ze sprzedawczyń oświadczyła, że pisanie haiku jest proste, że sama zaczęła układać takie wiersze i nawet jeden przytoczyła. Treść haiku tej pani była następująca: 
Migocący świt. 
Niezmordowanie śpiewa 
modra ptaszyna. 
Mistrz zen i autor w jednej osobie nie wykazał entuzjazmu dla tej próby poetyckiej. Bo chociaż przyznaje, że są różne rodzaje haiku (żartobliwe, erotyczne, "salonowe", ludowe, oparte na grze słów i różne inne) to dla niego "prawdziwe haiku pisali wielcy autorzy, jak mistrz Basho i jego uczeń Buson, czy Ryokan, święty człowiek zen... Dla nich był to bowiem rodzaj duchowego ćwiczenia, źródło spokoju, upojenia. (...) W ich wierszach nie ma żadnych zbytecznych obrazów krzyków, niepotrzebnego blichtru, nadmiaru przymiotników i przysłówków, jak w haiku tamtej damy. Haiku nie ma w sobie nic z pychy. Jego zasadniczą cnotą jest pokora." (koniec cytatu). Być może. Przemilczę fakt, że sam autor w mojej opinii często się ową pokorą, tak przecież charakterystyczną dla adeptów zen nie wykazuje, jego wpisy często dla mnie są kwintesencją pychy, która krzyczy "Popatrzcie maluczcy, jakim jestem oświeconym, wybitnym pisarzem". Bardzo mi się to nie spodobało i sprawiło sporą przykrość. Zostawmy jednak tego pana w spokoju i wróćmy do tematu poezji. 
Po pierwsze, jeżeli traktujemy haiku  jako narzędzie do osiągnięcia Oświecenia, to moim zdaniem musimy pamiętać, że najważniejsza jest sama Droga. Cytując ponownie pana autora "do mądrości zen każdy dochodzi na swój własny sposób, otwiera własne drzwi". W takim razie zostawmy tamtą panią, niech sobie pisze bzdury bez ładu i składu, a może kiedyś dzięki temu dostąpi łaski Otwarcia Oczu.
Po drugie, jak najbardziej zgadzam się z tym, że "prawdziwe" haiku ma wiele wyznaczników i zarówno wiersz tamtej pani jak i mój wielu z nich nie spełnia. Moimi grzechami są porównania, metafory, brak kigo i kireji, przymiotniki. Zapewne ten wiersz i inne moje wypociny bardziej podpadają pod modern haiku niż haiku tradycyjne. Jednak nie zamierzam siedzieć cicho i pokornie kiwać główką, a wręcz przeciwnie - tupnąć nóżką i się zbuntować.
Dlaczego nie wolno mi "dorabiać ideologi", porównywać, używać epitetów? Przecież człowiek właśnie taki jest. Lubi sobie pofilozofować, kojarzy ze sobą różne fakty (i mity), dostrzega i co ważniejsze opowiada, jak postrzega świat oraz co dla niego jest piękne. Dlaczego więc nie mogę przekazać i wyrazić tego w tych przysłowiowych "siedemnastu sylabach"? Wszak jestem człowiekiem i mam prawo wyrażania tego w taki, a nie inny sposób. I owszem, dla mnie mistrz Basho zawsze pozostanie wielki, ale ja mam inną mentalność, inne spojrzenie i inną wrażliwość poetycką. Jestem inną osobą więc oczywiste jest, że także piszę inaczej i rozprawiam o innych rzeczach. Więc jeśli pozwolicie dalej będę pisać swoje beznadziejne wierszyki, a wielką, tradycyjną poezję japońską pozostawię francuskim mistrzom zen.

kolaż 140

5 komentarzy:

  1. Widzę Zuzanno w Twoim tekście trochę złości na „pewnego pisarza zen”, w wyniku tego odczytuję Twoje haiku jako ironiczne, nie wiem czy miałaś taką intencję.
    Chciałbym Ci jakoś pomóc w rozmyślaniach o haiku więc podzielę się moimi przemyśleniami.
    Według moich przemyśleń wielkość mistrzów haiku i ich utworów tkwi w ich małości i skromności. Mój ulubiony Isaa „kolegował się” z robaczkami świętojańskimi i rozmawiał z muchami, czy tak robił bo czuł się wielkim mistrzem haiku? Z pewnością nie. Badacze literatury robią z takich twórców „wielkich mistrzów”. Na co dzień mistrzowie są wielcy poprzez swoją normalność i skromność.

    Może dobrym przykładem będzie anegdota o urzędnikach, którzy przybyli do mistrza Zhuang Zi, filozofa Tao, by prosić go w imieniu króla o objęcie wysokiego stanowiska. Mistrz zauważył, że w stolicy w świątyni znajduje się otoczona czcią skorupa żółwia, wykorzystywana w czasie świąt. Zhuang zadał pytanie: 'jak sądzicie, panowie, czy ten żółw wolałby być czczony na ołtarzu, czy też żyć i taplać ogon w błocie?'
    Nietrudno zgadnąć, że odpowiedź brzmiała' wolałby żyć i taplać ogon w błocie'
    Mistrz Zhuang pożegnał urzędników słowami: 'I ja też wolę żyć!'

    Czego więc chcemy Zuzanno od swojej twórczości? Aby nas wynosiła na szczyty wśród twórców dzieł, czy ma nam i odbiorcom po prostu sprawiać przyjemność?
    Myślę że jest to pytanie retoryczne. :)

    Pozdrawiam,
    malutki i skromny Adam

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję Adamie! Oj tak, całość wyszła bardzo ironicznie, wręcz topi się w kwasie.
    Ja wiersze piszę dla siebie i swoich najbliższych, chcę żeby były przyjemne, a niekoniecznie "poprawne". Nie lubię mówić czegoś na przysłowiowy "pewnik" ale jestem przekonana, że Basho, Shiki czy Issa (też bardzo lubię, oj bardzo :) ) również mieli taką motywację. To widać po tekstach.
    Dlatego tak bardzo mnie drażni późniejsze dorabianie ideologii i czynienie z tych ludzi "Jedynych Prawdziwych i Oświeconych" oraz wystawianie ich na ozłocony piedestał. Bo jakoś nie wydaje mi się, żeby oni sami byli z tego piedestału zadowoleni. Chyba woleliby swoje robaczki świętojańskie i "taplanie się w błocie" :)

    Pozdrawiam!
    Zuzanna

    OdpowiedzUsuń
  3. haiku nie pisuję, wolę nie popełniać grafomanii i tak już nadużywam braku talentu na blogu:) co do zaćmienia - nie widziałam na żywo, oglądałam w tv. no zaćmienie jak to zaćmienie;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ha, pewnie cały czar tego zjawiska tkwi w tym, że trzeba patrzeć prosto w słońce a potem biegać w kółko i krzyczeć, że "wypaliło ci oczy!". Przynajmniej tak wnioskuję z obserwacji studentów UŚ. ;] Dziękuję za odwiedziny Paulino!

    OdpowiedzUsuń
  5. a to ponoć nie wolno tak:PPP tylko przez specjalne okulary:)ale może faktycznie z okularami nie ma tego efektu:P

    OdpowiedzUsuń