niedziela, 28 sierpnia 2011

"nie zgadzam się z tobą, że Niemcy jedzą dużo ziemniaków" i inne kwiatki językowe

Tak się zastanawiam, dlaczego dialogi w książkach do nauki języków obcych są zawsze takie... dziwne. No tak, tak, oczywiście - chodzi o jak najszersze pokazanie nowego słownictwa, jego zastosowania, konstrukcji zdania, itd. Ale mimo wszystko dialogi otwierające każdą nową lekcję (bez względu na język) zawsze budziły we mnie konsternację zmieszaną z rozbawieniem. Teraz przechodzę to na nowo. 

I o ile: "Il caffè di Federico è dolce" ("Kawa Fryderyka jest słodka") niezmiennie wydołuje uśmiech na mojej twarzy, to kilka innych kwestii sprawia, że zaczynam poważnie wątpić w powodzenie mojej misji płynnego mówienia w języku, w którym powstało najpiękniejsze zdanie świata (mam oczywiście na myśli: "l'Amore che muove il sole e l'altre stelle").

Jeśli więc idzie o najdziwniejsze zdania, jakie miałam okazję znaleźć w podręczniku do nauki włoskiego, to trochę ich jest. Przedstawiam tylko kilku pretendentów do tronu. (Zdania i tłumaczenia autentyczne):

1. (na rozgrzewkę) które rozczula mnie swoją prostotą:
- Laura ha un gatto simpatico. 
- Laura ma sympatycznego kota. 

2. Mój ulubiony! (Każda kobieta powinna się go nauczyć na pamięć)
- Io non sono d'accordo con te, anch'è perchè tu non hai ragione.  
- Ja nie zgadzam się z tobą, tym bardziej, że ty nie masz racji.

3. Wyjaśniające zawiłości różnic kulturowych:
- Dai, è vero che sono tedesca, ma non prendo molte patate a pranzo!
- No coś ty! To prawda, że jestem Niemką, ale nie jem dużo ziemniaków na obiad!

4. Czyli zdanie z cyklu "zdrowie i uroda":
- Non ti preoccupare, domani partiamo in vacanza, forse dimagrisci grazie all'aria fresca. 
- Nie przejmuj się, jutro wyjeżdżamy na wakacje, może schudniesz dzięki świeżemu powietrzu. 

5. No i mój faworyt, czyli dialog drugi z lekcji 4, który pozwolę sobie zacytować już w całości po polsku: 
Maria: Skarbie, słyszysz (tę) muzykę? 
Roberto: Tak, słyszę (tę) muzykę, ale co to jest? To są instrumenty, których nie znam.
Maria: Tak śpiewają ptaki!
Roberto: Ah, jakież to piękne! Ale może otworzymy okno, w ten sposób będziemy je słyszeć jeszcze lepiej, co ty na to?

Czy jest na sali lekarz? C'è un medico in sala? Bo mam silne wrażenie, że zaszkodził mi wczorajszy upał. Na szczęście dzisiaj przyszło lekkie ochłodzenie po wieczornej ulewie, a w moim mieście szaleją piraci. Może więc warto odłożyć książki i iść napić się rumu? 
szumią jak fale
drzewa szarpane burzą
wręcz widzę okręt
W takim razie - Ahoj! E vederti!

niedziela, 21 sierpnia 2011

sierpień czyli "wiedz, że coś się dzieje"

No i jak to ten czas leci. Już 21 sierpnia, co oznacza, że za półtora tygodnia (dokładnie za 10 dni) moje podwórko będzie wolne od rozwrzeszczanych dzieciaków. Oto bowiem wielkimi krokami zbliża się największy ogranicznik wolności nieletnich krzykaczy - szkoła

Mnie jako studenta to oczywiście nie dotyczy. Przede mną jeszcze ponad miesiąc bel far niente. Mogę więc z czystym sumieniem i spokojem stwierdzić, ze cieszę się na zbliżający się nieuchronnie wrzesień. Jedynymi osobami, które podzielają mój entuzjazm są chyba tylko pierwszaki, dla których pierwsze w życiu tornistry, piórniki z kredkami no i oczywiście tyty są wystarczającą zachętą, by w radosnych podskokach wkroczyć do tej jaskini lwa, z której wyjdą najwcześniej za 9 lat i skutecznie odganiają wszelkie ewentualne smutki. (Do czasu). 

Zauważyłam jednak u siebie niepokojące objawy, praktycznie do tej pory jeszcze niespotykane. 

Późne przedpołudnie. Jeszcze wymiętoszona po niedawnym wygrzebaniu się z łóżka, ale już po śniadaniu, siadam z pierwszą tego dnia kawą przed komputerem. Szybkie sprawdzenie poczty oraz rzeczy "stałych" (każdy ma kilka taki stron, na które wchodzi zawsze i wszędzie, sprawdzając czy nie nastąpiła przypadkiem jakaś aktualizacja). Dodatkowo obowiązkowe kliknięcie na Pajacyka i Pustą Miskę. Jeszcze zanim kawa wystygnie wszystko jest już sprawdzone. Co teraz? 

Ja - Nie chce mi się tu siedzieć. 
Mama - To nie siedź.
Chwila milczenia. 
Ja - Wiesz co... Idę się pouczyć. 

Jak mogło do tego dojść? 
Come è potuto succedere? Come?! 

czwartek, 4 sierpnia 2011

o zakochanych mrówkach

Powrót ze słonecznej Gotlandii w tak zimną i deszczową Polską rzeczywistość nie był zbyt przyjemny. Długo porządkowałam zaległe sprawy (sporo ich jeszcze zostało) i załatwiałam te najnowsze i najświeższe, ale nie dało mi to zapomnienia od nieznośnego, chronicznego deszczu, który padał, mżył, kapał, chlipał, lał, spadał, kropił i bębnił. Do wczoraj, kiedy to w końcu powróciło do nas słońce. Dzisiaj również było pięknie i słonecznie, więc nic dziwnego, że wędrując chodnikami i skwerkami na autobus, natknęłam się na sporo uskrzydlonych mrówek.

Gdzieś kiedyś czytałam, niestety nie pamiętam gdzie, że kiedy mrówka się zakocha, wyrastają jej skrzydła. Wylatuje wtedy w powietrze i fruwa na tych skrzydełkach, pełna nadziei. A później kończy swój lot i opada na ziemię tylko po to, żeby odciąć swoje skrzydła i już nigdy więcej nie kochać. 

Równocześnie dowiedziałam się ostatnio, że zjawisko latających mrówek, to tak zwana "rójka" czyli "liczne wystąpienie uskrzydlonych owadów dorosłych w celu odbycia lotu godowego". Innymi słowy w ciepłe, letnie dni z mrowisk wychodzą takie właśnie uskrzydlone mrówcze osobniki i wzlatują w powietrze. Po takim locie miłosnym samice odlatują, szukając miejsc na nową mrówczą kolonię, zaś samce - umierają. Smutne. 

Czyżby to wszystko znaczyło, że skrzydła wcale nie dają wolności? Mimo tego wciąż powtarza się, że "miłość uskrzydla", że "dodaje skrzydeł". Może te dwie teorie się łączą, a może nie. A może nie mają tak naprawdę najmniejszego znaczenia, bo najważniejszy jest sam lot. I miłość. 

Kolaż 012
Przy okazji zapraszam na nowego bloga mojej dobrej przyjaciółki - słodkiej, ale jednak równej babki. Będzie smacznie i kalorycznie. Bon appetit!