czwartek, 7 października 2010

o rzeczach ważnych i tych mniej istotnych, czyli o różnicy spojrzeń

Ludzie mają różne gusta, o których, jak wiadomo, "się nie dyskutuje". Można by tutaj mnożyć przykłady takich różnic w odbiorze. Ot, chociażby, dzisiejsza egzemplifikacja. Jadąc rano na uczelnię, dyskutowałam żywiołowo z moją dobrą, wieloletnią koleżanką, aktualnie studiującą filologię polską na tym samym wydziale, co ja. W pewnym momencie rozmowa zeszła na nadmierne sfeminizowanie i brak przedstawicieli płci brzydkiej na kierunkach humanistycznych. Studentka Filologi nie omieszkała mi przy tym donieść, że jedyny mężczyzna, który znalazł się na jej specjalizacji jest, krótko mówiąc, brzydki i nieatrakcyjny. Po wysłuchaniu dokładnego opisu  owego młodzieńca (trzeba tu zaznaczyć, że student miał być bardzo charakterystyczny), zmieniłyśmy temat. Pewnie nie wracałabym już do tego, gdyby nie fakt, że tegoż właśnie osobnika spotkałam kilka godzin później na naszym wydziale. I powiem szczerze - jak dla mnie, to wcale nie był aż taki nieatrakcyjny. Wręcz przeciwnie.
Takich historii jest dużo, dużo więcej. Chciałabym jednak powiedzieć o czymś innym. Fascynuje mnie to, że pewne drobiazgi dla niektórych mają ogromną wartość i odwrotnie - rzeczy wielkiej rangi niektórych w ogóle nie dotykają i nie obchodzą. To jednak nic dziwnego, w końcu każdy człowiek jest inny, więc może inaczej pewne rzeczy odbierać i wartościować. Jesteśmy jednak istotami społecznymi i musimy mieć świadomość,  że to co dla nas akurat jest mało istotne, dla innych może być najważniejsze na świecie (i wręcz przeciwnie).
Moje praktyki zawodowe trwają nadal. Przez cały miniony tydzień byłam w rozjazdach, kursując naprzemiennie miedzy domem, uczelnią i  miejskim muzeum. W sumie zdążyłam się już przyzwyczaić. Aktualnie pomagam organizować wystawę dla sąsiadującego z nami Domu Kultury. Koło Rencistów, Emerytów i Inwalidów obchodzi swoje pięćdziesięciolecie i z tej okazji planuje huczne obchody oraz wystawę "archiwalnych" fotografii. Przypadło mi więc zaszczytne zadanie układania zdjęć z kuligów, spotkań opłatkowych i innych wycieczek górskich w antyramach oraz przygotowanie opisów. Szczerze powiedziawszy zajęłam się tym z przyjemnością - lubię być potrzebna i wykonywać tego typu prace. Mimo wszystko ciężko było mi odczuwać zachwyt i jakąś większą dumę z tego powodu - w końcu to nic ważnego.
Okazało się jednak, że to moje "nic ważnego" spotkało się z zachwytem i radością pewnej starszej pani z Zarządu owego Koła Emerytów. Widząc jej entuzjazm, rozradowanie oraz zadowolenie nie mogłam się nie uśmiechnąć. Nie chcę z siebie robić drugiej Amelii Poulain. Dobrze jednak wiedzieć, że czymś dla nas niepozornym, można kogoś tak ucieszyć. I myślę, że warto to robić, zwłaszcza jeśli nic nas to nie kosztuje.
A ja? Dalej jeżdżę autobusami linii 1 i 75, układam wiersze i wyglądam przez okno, patrząc jak dobrze mi znane, przydrożne drzewa zmieniają się z dnia na dzień, coraz silniej żółkną i czerwienieją, a upadłe liście ganiają się między samochodami po ulicy. Ot, taka moja mała i nieważna przyjemność.

Kolaż 039

1 komentarz:

  1. Sama jestem osobą ceniącą drobiazgi i czerpiącą radość z rzeczy pozornie nieistotnych. Bardzo ucieszyłam się słysząc od bliskiej mi osoby, że właśnie za to mnie lubi, za to że cieszą mnie drobnostki. Ja również cenię sobie takie osoby.

    Ostatni akapit Twojego wpisu przywodzi mi na myśl mój ulubiony odcinek drogi z uczelni. W drodze powrotnej do domu lubię usiąść na końcu tramwaju i oglądać przez dużą szybę aleję drzew o liściach w ciepłych barwach i mrużyć oczy w złotawym zachodzącym powoli słońcu.

    Takie same piękne barwy ma Twoja praca :))

    Pozdrawiam Cię i podziwiam Twoją twórczość

    remontree

    OdpowiedzUsuń