czwartek, 28 października 2010

krótka i luźna notatka o trzech rodzajach muzyki

Jak już kiedyś pisałam, nie znam się na muzyce. Po prostu słucham jej, ale się nią nie pasjonuję. Moje zainteresowanie kierowało się w inne strony, między innymi ku wszelkiego rodzaju japońszczyźnie (co było do przewidzenia).
W tej chwili przychodzi mi na myśl Usagi Yojimbo, a dokładniej rozdział z tomu "Daisho", pt.: "Muzyka Niebios". Główny bohater, ronin Usagi, spotyka w nim buddyjskiego mnicha, grającego na flecie shakuhachi. Tłumaczy on wojownikowi, że istnieją różne rodzaje muzyki. Przede wszystkim istnieje muzyka natury, którą żeby naprawdę usłyszeć, trzeba najpierw docenić. "Morskie fale uderzają w skały jak w bęben" mówi mnich. "Grają drzewa, doliny i góry. Niektóre dźwięki są chropowate i brutalne, a inne delikatne i lekkie. Niektóre grzmią nam w uszach, gdy inne szepcą z oddali". Słuchając drzew szemrzących na wietrze trudno się z tym nie zgodzić.
Później jest jeszcze muzyka ludzka, wytwarzana na różnego typu instrumentach oraz coś, czego człowiek nie jest w stanie usłyszeć, a co mnich-grajek nazwa Muzyką Niebios. Myślę, że można to porównać do  słynnej Muzyki Sfer Niebieskich, o ile oczywiście nie jest to jedno i to samo. Podobno owe harmonijne dźwięki, wydawane przez ruch planet i gwiazd, w historii ludzkości słyszały tylko dwie osoby: Pitagoras i święty Franciszek z Asyżu. Notabene owa grecka idea gwiezdnej muzyki, w średniowieczu przeszła ewolucję i zmieniła się w Muzykę Niebieską, która miała być tworzona przez anioły, już poniżej sfery gwiazd. Prawdopodobnie to właśnie w ten sposób "narodziły się" Chóry Anielskie.
Chór Anielski słyszałam tylko raz, dwa lata temu. Sceneria nie była zbyt odpowiednia do tego typu objawienia, a może wręcz przeciwnie, kto wie? - centrum Katowic, niezadaszone przejście między budynkami, w których znajduje się między innymi Galeria Sztuki Współczesnej. Początek grudnia. Było to coś, co przypominało wykonywaną a cappella pieśń pomieszaną z dalekim szumem samochodów i szelestem spadającego śniegu. Paulina, która mi wtedy towarzyszyła, upierała się, że to tylko próba chóru mieszanego, która według niej miała wydobywać się na dwór przez jedno z uchylonych okien. Doskonale wiem, że miała rację, ale lubię siebie przekonywać, że była to jednak Muzyka Niebios. Ot tak, dla własnej przyjemności.
O wiele częściej słucham jednak ludzkiej muzyki i choć nie jestem fanką pieśni chóralnych, to czasem nie mogę się oprzeć, żeby nie posłuchać dziewczyn z chóru gimnazjum nr 3 w Tychach, w którym śpiewało kilka moich koleżanek. Jestem bowiem szczęśliwą posiadaczką ich pierwszej i niestety jedynej, ostatniej płyty. Parę dni temu dowiedziałam się, że po prawie dziesięciu latach chór zakończył swoją działalność. Wielka strata. Ale pozostało mi na pamiątkę najpiękniejsze "Save me, my Lord" jakie kiedykolwiek słyszałam.

Kolaż 161
"Save Me, My Lord" na siedem głosów, w wykonaniu Chóru Gimnazjum nr 3 im. Jana Pawła II w Tychach, pod dyrekcją Izabeli Dawidowskiej-Nowak, 2008 rok.
*
Serdeczne podziękowania dla Jonasza, za okazaną, techniczną pomoc! Dzięki Josz!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz