Aktualnie noce stają się coraz dłuższe i coraz zimniejsze. Ciemno, człowiekowi nie chce się nic robić, a coś robić trzeba. Książka ciąży w dłoni, telewizor ględzi bez sensu, w radiu same nudy, a spanie po 16 godzin na dobę jest na dłuższą metę... krępujące... Wiele osób sięga więc wtedy po komputer i jakąś grę, która choć powszechnie uznawana jest za niezbyt wdzięczny pożeracz czasu i mózgu grającego, to jednak nie jest wcale aż tak zła, jak o niej mówią oraz ma swoje zalety i uroki. Ja również spędzam ostatnio niektóre wieczory na rozgrywce, przemierzając post-apokaliptyczne obszary Waszyngtonu. Równolegle, mój szanowny ojciec, gra w znaną mi już kontynuację tej samej gry, której akcja rozgrywa się w Las Vegas i okolicach. (Mówię tutaj oczywiście o grach Fallout 3 i Fallout New Vegas). W sumie nie jest to warte uwagi, ale niespodziewanie objawiła mi się znacząca różnica pomiędzy ojcem a córką, lub mówią szczerzej, między mężczyzną a kobietą.
Najpierw słowo wprowadzenia. Obie wspomniane gry mają tę zaletę, że gracz sam może zdecydować jakim będzie bohaterem. Innymi słowy - czy będzie miłującym pokój zbawcą świata, czy ostatnią łajzą spod ciemnej gwiazdy. W czasie "awansów" na kolejne szczeble doświadczenia można więc rozwinąć umiejętność Handlu, Skradania się czy Materiałów Wybuchowych. Wszystko zależy od subiektywnej woli gracza. Tyle wstępu i teorii. Pora na konkrety.
Rozmowa z ojcem:
Tata - Nie wiesz, co trzeba zrobić, żeby zwerbować na towarzysza tą rudą pijaczkę?
Ja (kiwając głową) - Cassidy? A tak, wiem. Musisz mieć rozwinięty Handel lub Retorykę na 50 lub 75 punktów i wtedy z nią pogadać.
Tata - Retoryka na 50? Aż tyle?
Ja (zdziwiona) - Przecież to niedużo... Sama mam Retorykę rozbudowaną na 100. A ty ile masz?
Tata - ....18.
~~ cisza pełna konsternacji ~~
Ja - Acha... A Handel?
Tata - ....15.
~~ ponownie zapada cisza ~~
Ja - To w coś ty władował wszystkie punkty doświadczenia?
Tata - W Broń Palną.
No tak. Można się tego było spodziewać. Czy wszyscy mężczyźni tak się zachowują?
W miniony weekend miałam okazję obserwować to wszystko o czym mówię w naturze, na żywo, na Polach Chwały w Niepołomicach pod Krakowem. Siedząc tam ze wspaniałymi, choć nie do końca normalnymi (w pozytywnym sensie) facetami z Grupy Militarno-Historycznej Berliner Mauer obserwowałam męskie zachowania i doszłam do wniosku, że nie ważne - kozak czy rzymianin, rycerz czy konfederat - faceci są dużymi dziećmi, którzy nigdy nie wyrośli z okresu biegania po parku z patykiem i robienia "ta-ta-ta-ta-ta!".
Przejdźmy się razem po zdeptanej już trawie Pól Chwały:
Oto po lewej, Konfederaci z Luizjany po raz kolejny tłuką się z (nomen-omen zaprzyjaźnionym) oddziałem "listonoszy", czyli reprezentantami Północy. Jak na razie Południe jakoś ciągle przegrywa, ciekawe dlaczego? Trochę dalej współczesne wojska brytyjskie wbrew prawom historii napadają na nieistniejący już przecież (?) mur berliński, przez co zostają sprani na kwaśne jabłko... porem. (Toż to niehumanitarne i sprzeczne z konwencją genewską!). Idźmy dalej... Przed nami pole minowe, po których z wykrywacze min biega jakaś dama dworu i sądząc po minie, cieszy się, że jeszcze na żadną minę nie wlazła. W tle widzimy Rzymian z XIV legionu, którzy w skupieniu walczą z Gotami, a w tłumie widzów spokojnie przechadza się... Obelix. Asterixa nigdzie nie widać, może przyjedzie w przyszłym roku. Po prawej, Kozak brata się z drugo-wojennym Rosjaninem, który cichaczem polewa pod stołem "małe co nieco", żeby poprawnie przeprowadzić rytuał bruderszaftu. A z boku, trzymając się za ręce, spaceruje sympatyczny rycerz średniowieczny i jego dziewczyna, reprezentująca wojska amerykańskie.
Nie żeby to ciągłe mieszanie się czasów, połączone z nawiązywaniem ahistorycznych przyjaźni (lub ponadczasowych nienawiści) nie miało swojego specyficznego uroku. I nie żebym miała cokolwiek przeciwko temu ciągłemu biciu się, dawaniu sobie w przysłowiową mordę i wybijaniu w pień oddziałów przeciwnika - sama w gruncie rzeczy nie jestem od nich lepsza i pomimo "Rozwiniętej Retoryki" mam mordercze zapędy. Z równie dziecięcą jak u panów radością zaspokajałam je u "listonoszy" z Północy (czyli przemiłych Panów z 58th New York Volunteers Regiment), którzy pokazali mi jak używać karabinu Springfield. Postrzelałam również trochę z MG 34 u równie sympatycznego Powstańca Śląskiego. Może więc to całe gadanie o "różnicy płci", to jedna wielka bujda? Tak czy siak - w mundurze czołgisty NVA jest mi wybitnie do twarzy.
Przejdźmy się razem po zdeptanej już trawie Pól Chwały:
Oto po lewej, Konfederaci z Luizjany po raz kolejny tłuką się z (nomen-omen zaprzyjaźnionym) oddziałem "listonoszy", czyli reprezentantami Północy. Jak na razie Południe jakoś ciągle przegrywa, ciekawe dlaczego? Trochę dalej współczesne wojska brytyjskie wbrew prawom historii napadają na nieistniejący już przecież (?) mur berliński, przez co zostają sprani na kwaśne jabłko... porem. (Toż to niehumanitarne i sprzeczne z konwencją genewską!). Idźmy dalej... Przed nami pole minowe, po których z wykrywacze min biega jakaś dama dworu i sądząc po minie, cieszy się, że jeszcze na żadną minę nie wlazła. W tle widzimy Rzymian z XIV legionu, którzy w skupieniu walczą z Gotami, a w tłumie widzów spokojnie przechadza się... Obelix. Asterixa nigdzie nie widać, może przyjedzie w przyszłym roku. Po prawej, Kozak brata się z drugo-wojennym Rosjaninem, który cichaczem polewa pod stołem "małe co nieco", żeby poprawnie przeprowadzić rytuał bruderszaftu. A z boku, trzymając się za ręce, spaceruje sympatyczny rycerz średniowieczny i jego dziewczyna, reprezentująca wojska amerykańskie.
Nie żeby to ciągłe mieszanie się czasów, połączone z nawiązywaniem ahistorycznych przyjaźni (lub ponadczasowych nienawiści) nie miało swojego specyficznego uroku. I nie żebym miała cokolwiek przeciwko temu ciągłemu biciu się, dawaniu sobie w przysłowiową mordę i wybijaniu w pień oddziałów przeciwnika - sama w gruncie rzeczy nie jestem od nich lepsza i pomimo "Rozwiniętej Retoryki" mam mordercze zapędy. Z równie dziecięcą jak u panów radością zaspokajałam je u "listonoszy" z Północy (czyli przemiłych Panów z 58th New York Volunteers Regiment), którzy pokazali mi jak używać karabinu Springfield. Postrzelałam również trochę z MG 34 u równie sympatycznego Powstańca Śląskiego. Może więc to całe gadanie o "różnicy płci", to jedna wielka bujda? Tak czy siak - w mundurze czołgisty NVA jest mi wybitnie do twarzy.
Członek Berliner Mauer jako Obelix i Rzymianie ze Stowarzyszenia Pro Antica. |
Wystrzałowa babka, czyli ahistoryczne spotkanie międzykulturowe. |
Kolejne przyjacielskie spotkanie na przestrzeni dziejów. |
Kto by pomyślał, że mur berliński ma AŻ TAKĄ historię...? |
Członek Berliner Mauer w masce gazowej typu "Buldog" szykuje się do ataku gazowego. |
Dziewczę z Dawnych Czasów szyjące lalki z gałganków. |