wtorek, 22 maja 2012

życzenia w powietrzu na wyciągnięcie ręki

I znów, jak co roku, za sprawą topoli przydrożnych zaroiło się w powietrzu od puchu. Jakoś jestem na to wyczulona i wszędzie o tej porze widzę małe, białe strzępki (trochę podobne do gwiazd) które fruną w przestrzeni i lśnią w popołudniowym słońcu, wkręcają się dziewczynom we włosy, wlatują do dusznych autobusów przez uchylone okna i ulatują przy najmniejszym wyczuwalnym podmuchu.

Przypomina mi się dzieciństwo. Biegaliśmy i łapaliśmy ten puch, przekonując siebie nawzajem, że to życzenia. Zasady były proste: trzeba było pochwycić puszek topoli w dłoń, pomyśleć życzenie, chuchnąć i wypuścić puch ponownie w powietrze. Uwolniony strzępek miał polecieć do nieba i się spełnić (im większy był złapany puszek tym lepiej, bo to oznaczało w końcowym rozrachunku większe życzenie).

Oczywiście nie obywało się bez solidnych bijatyk. Nie daj bóg, żeby ktoś złapał puszek wcześniej pochwycony przez kogoś innego - to oznaczało zniwelowanie pierwszego życzenia. Na podwórku zwykle wybuchała wielka bitwa o to, do kogo należy dane życzenie złączone z konkretnym puszkiem topoli. Zazwyczaj po takich bataliach okazywało się, że zaciskając pięści niszczyliśmy życzenia - puch przyklejał się do spoconych dłoni i nie nadawał się już do niczego. 
puch z topoli 
już dzieci na podwórku 
łapią marzenia

czwartek, 10 maja 2012

most pomiędzy światami a świetlisty zajączek

Każdy wie, czym jest tęcza - "zjawisko meteorologiczno-optyczne, polegające na rozszczepieniu promienia słonecznego w kropli wody", blablabla... Nie zmienia to jednak faktu, że tęcza to jedno z najbardziej ulotnych a przy tym uśmiechotwórczych zjawisk pogodowych.W sumie nic dziwnego, że tęcza jest znakiem przymierza z Bogiem, ale do mnie bardziej przemawia mit skandynawski, o tęczowym moście. 

Bifröst (bo tak się nazywało to miejsce) łączył Midgard czyli świat ludzkich śmiertelników z Åsgardem, będącym światem bogów. Na straży mostu stał bóg Hajmdal, który mógł widzieć na bardzo dużą odległość, a jego słuch był tak czuły, że słyszał, jak rośnie wełna na owcach (no i trawa, którą owe owce zjadały, logiczne). Tęczowy most miał ulec zniszczeniu w czasie Ragnaröku (będącego nordycką wersją końca świata), załamując się pod ciężarem gigantów szturmujących siedzibę bogów. Piękna wizja, trzeba przyznać. Najbardziej jednak w tej opowieści podoba mi się jeden, szczególny fragment, tłumaczący, dlaczego ludzie nie mogą przejść do Åsgardu. Odpowiedź jest zaskakująca w swej prostocie - śmiałek, który spróbowałby przejść po tęczowym moście spłonąłby w czerwonym pasie koloru. 

Kolaż 155
Osobiście jednak, jakkolwiek poetycko to brzmi, nie boję się czerwieni. Od lat poluję z aparatem na tęczowe zajączki, które rok rocznie pojawiają się u mnie w mieszkaniu, za sprawą szklanych kryształków zawieszonych w oknie. Nie mogę się nadziwić jak szybko znikają, kiedy Słońce przesunie się odrobinę i zmienia się kąt załamania promieni. Normalnie się tego nie zauważa, ale naprawdę lecimy w kosmosie z niesamowitą prędkością (bodajże 1674 km na godzinę jeżeli dobrze pamiętam i niczego nie mieszam).
Tak czy siak, bez względu na pęd z jakim lecimy przez kosmos, osobiście polecam takie polowanie - to nie tylko wspaniała lekcja kontemplacji ulotnego, ale także świetna zabawa. 

Do następnego razu.
 

wtorek, 1 maja 2012

"a teraz maj, dokoła maj wyświęca ogrody"

No i nastąpił koniec odliczania. Wiosna eksplodowała kwiatami i nie ma najmniejszej wątpliwości - maj! Przechadzając się niedawno ulicą Ogrodową wręcz słyszałam głośne odliczanie "trzy...! dwa...! jeden...!" a teraz widzę to wyraźnie i w innych częściach mojego miasta, nie tylko w parkach i na skwerach. 

Pierwsze wybuchły jabłonie. Była połowa kwietnia, jeszcze padały chłodne deszcze, a mimo to jabłonki w Tychach twierdziły uparcie, że już wiosna i stroiły się jak panny młode. Dziwnie ale i pięknie to wyglądało w tej szarudze i nagości, taka drzewiasta panna w koronkach.
Miałam kiedyś taki wiersz, w liceum napisany, o opuszczonym domu na wsi. I tam właśnie po raz pierwszy pojawiła się u mnie ta wzmianka. Szło to jakoś tak: "i tylko w sadzie biała jabłonka czeka na oblubieńca który umarł tej zimy" czy coś w ten deseń. Tak czy siak skojarzenie z koronkami zostało, a szarość tła przeminęła ustępując miejsca szalonej zieleni.

Pamiętam też jak kilka lat temu, kiedy w nerwach czekałam na dzień egzekucji czyli na maturę, z lekkim przestrachem ale i fascynacją skazanego na śmierć obserwowałam kasztanowce. Często słyszę o tej porze roku (zwłaszcza w radiu) zdanie "kasztanowce już kwitną - niedługo matury" i rok rocznie przypomina mi się moja batalia (z jakiegoś powodu stwierdziłam, że "trzy obowiązkowe egzaminy to za mało" i jak to koziorożec uparłam się, że będę pisać pięć "bo niby czemu nie?") i rok rocznie na widok białych, kwiatowych kiści oddycham z ulgą, że to już za mną i że w sumie niepotrzebnie się wtedy tak martwiłam przyszłością.

Równocześnie pojawiła się w powietrzu subtelna fioletowa mgiełka tegorocznych bzów. Jako miłośniczka koloru purpury (haha!) nie mogłam przejść obok tego obojętnie, ale zostawiłam te świeże pędy w spokoju na gałęziach. Niestety nie wszyscy w moim domu przepadają za zapachem bzu więc nie będę nikogo na siłę "uszczęśliwiać", a i krzewy chyba są zadowolone. Zamiast tego po raz kolejny sięgnęłam do "Straż Nocną" -  jak co roku o tej porze. Bzy prześladują mnie więc także w literaturze, oczywiście na moje własne życzenie. 

No i ostatnie - magnolie. Wielkie, słodkie i różowo-białe kwiaty nie należą do moich ulubieńców, ale z jakiegoś powodu zakwitły mi w głowie. Jakieś pół tysiąca lat temu Moritake (1473-1549) napisał pewne haiku, które w XX wieku Miłosz (jakże trafnie) przetłumaczył na język polski. Wiersz brzmi następująco:  
Opadły kwiat
Wrócił na gałąź?
To był motyl. 
Mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że to jeden z moich ulubionych wierszy i bardzo często słyszę to haiku w głowie o tej porze roku. I o ile w chwili, kiedy jabłonie tracą cierpliwość, przestają czekać na swoich umiłowanych-nieprzychodzących i zaczynają zrzucając płatki to nie mam nic do dodania, to w czasie, kiedy zaczynają przekwitać magnolie nie mogę się zgodzić. Kwiaty magnolii są o wiele większe i bardziej masywne, obsiadają gałęzie jak jakieś liliowe ptaki. I chyba właśnie to skojarzenie w zeszłym roku "wywołało kwiat z ogrodu", że tak sparafrazuję: 
motyl nie wróci
na gałęzie magnolii
ani biały ptak 

Nie wybiegajmy jednak na razie w przyszłość i cieszmy się, bo na razie wszystko kwitnie w pełni.Wracając w piątek z przystanku do domu, przepełniona radością wynikającą z jasnych perspektyw długiego weekendu dostrzegłam nieduży, wściekle różowy kwiat magnolii w jednym z mijanych ogrodów. Przystanęłam więc, rozpięłam torbę, wyciągnęłam swój słynny fioletowy notes i zapisałam: 
kwiaty magnolii
jak różowe ptaki na
nagich gałązkach
Później ruszyłam dalej, ale znów musiałam przystanąć żeby się szczerze roześmiać. Nieliczni przechodnie przyglądali mi się z uwagą, a ja znowu wyciągnąć notes: 
kwiaty magnolii
- w pół kroku przystanę
by zapisać wiersz
Potem niespiesznie poszłam do domu, a kwiaty pozostały. Jeszcze trochę czasu zostało do ich odlotu.