środa, 21 września 2011

kulturoznawca czyli dziwny zwierz

Połowa września przyniosła zmiany. Nie tylko na blogu, jak widać, ale również u mnie. Oto bowiem musiałam po trzech latach zakończyć naukę i ponownie stać się studentem pierwszego roku. Nie jest to jednak przejaw odkrycia w sobie potencjalnego "wiecznego studenta" ani próba wyłudzenia od rodziców drugiej w mym życiu tyty. Te "rewelacje" zawdzięczam reformie szkolnictwa wyższego, przez którą nie mogę już sobie normalnie studiować na czwartym roku, tylko po zdobyciu "upragnionego" i och, jakżeż pomocnego w życiu zawodowym tytułu licencjata, musiałam oddać legitymację studencką (paranoja) i na nowo starać się o przyjęcie na studia, tym razem na Uzupełniające Magisterskie, czyli tzw. MU. (Skojarzenie z krową jak najbardziej na miejscu).

Pocieszające jest to, że nie tylko ja biegam z teczkami, klnę nad Irkiem (IRK - Internetowa Rejestracja Kandydatów) i zostaję zbluzgana przez pewną panią w dziekanacie, bo jest nas, kandydatów na MU, więcej. A większość z tych, którzy przeżywają to wraz ze mną, jest mi znana i dość bliska, ale to normalne. W końcu przez ostatnie trzy lata przeżywaliśmy wspólnie chwile szczęścia i niespodziewane horrory, które jakoś tak zawsze pojawiały się nagle, w odstępach mniej więcej półrocznych (hmmm.... dziwnie, prawda?). Razem także podlegaliśmy ciągłemu, zbiorowemu praniu mózgu, przez co mamy takie samo, spaczone poczucie humoru. Tylko kulturoznawcy śmieją się z np. takiego dowcipu (jest to styczniowe oświadczenie mojej koleżanki po-uczelnianym-fachu): 
Pragnę tylko dodać, że korzystając dzisiaj z dobrodziejstw illinx, jutro, niestety, będę we władaniu alea. Jedynym, co może przynieś mi ratunek będzie wykorzystanie mimicry i wcielenie się w Madzie, która jako jedyna potrafi wygrać agon z doktorem K. Homo ludens, pełną gębą.
Dlaczego kulturoznawcy się z tego śmieją? Nie wiadomo. Pewnie dlatego, że wszyscy się cieszą, że zrozumieli. (Tych, którzy nie zrozumieli, ale by chcieli, odsyłam tutaj). 

Ale co innego żarty, a co innego prawdziwe życie. Mało kto kupując bułki w sklepie myśli o powyższym podziale zabaw, którą wymyślił Roger Caillois. Może i studenci kulturoznawstwa składają sobie z okazji urodzin życzenia typu: "Samych odkrywczych teorii i Wszystkiego Antropologicznego!", ale nikt normalny nie mówi o sobie, że jest: "prototeatralnym aktorem-kurtyzaną, który gra tylko dla zysku w postaci wpisu do indeksu..." (to dla odmiany mój kolega).

"Nikt normalny".... Ha! Że też ja musiałam trzy lata żyć z tymi ludźmi, żeby zrozumieć, że oni są tak samo jak ja całkowicie pozbawieni zdrowego rozsądku. Przed państwem scenka rodzajowa; występują: trzy studentki kulturoznawstwa; sceneria: nad kawą.
Studentka 1 - No, Zuza, to opowiadaj o tych swoich wojażach. Gdzie byłaś w tym roku? 
Studentka 2 (czyli ja); (macha lekceważąco ręką) - Ach, no wiecie... Na Gotlandii, trzy tygodnie. Klasycznie, na rowerze, jak co roku.
Studentka 3 - I co widziałaś? 
Studentka 2 - Och, w sumie to nic. Raukary,... 
Studentka 1 i 3 (bez większego poruszenia) - Acha...
Studentka 2 - ...stawianie krzyża z okazji Midsommar,...
Studentka 1 i 3 (bez większego poruszenia) - Yhym...
Studentka 2 - ... i grób Bergmana.
Studentka 1 i 3 (niepewnie) - ... Bergmana?
Studentka 2 - Bergmana.
Studentka 1 i 3 - Ingmara Bergmana?!
Studentka 2 - Tak.
Studentka 1 i 3 (przekrzykując się) - O Jezu! Gdzie? Jaki był? Ale "Poziomki", to ....! A dużo ludzi? No bo on.... W ogóle to kiedy on umarł? Będzie ze trzy, cztery lata, prawda? Tak, "Poziomki" były piękne, ale "Wakacje z Moniką", to... (Mówiąc o "Poziomkach" była oczywiście mowa o  "Tam, gdzie rosną poziomki" z 1957, z rewelacyjnym Victorem Sjöströmem w roli głównej). 

Wszystko to pomimo swej zabawności utwierdza mnie jednak w przekonaniu, że studia to w dzisiejszych czasach nie tylko picie i seks (tak swoją drogą - jeśli wierzyć statystykom 50% współczesnych studentek się prostytuuje. Zabawne, bo według innej ankiety drugie 50% jest dziewicami... hm....). W każdym razie miło jest znaleźć się w gronie pasjonatów lub, jak kto woli - szaleńców. Przysłowie mówi, że "Jeśli trafisz między wrony musisz krakać tak jak one". Ale czasami zdarza się tak, że wcale nic nie trzeba udawać - bo otaczające nas wrony, są takimi samymi wronami, jak my. I tym optymistycznym akcentem kończę i czekam na październik. Amen.

3 komentarze:

  1. Ja jako student mniej rasowy bo zaoczny, wciąż psioczę na reformy naszego systemu szkolnictwa wraz z moimi współtowarzyszkami niedoli, z których bądź co bądź większość ma 25 letni staż pracy w zawodzie.
    Pierwszy rok studiów to okres ciągłej redundancji.
    Drugi to okres biegania od Annasza do Kajfasza i załatwiania praktyk gdzie przyjmie "kto łaskaw" nas biedne studentki pedagogiki.
    Trzeci....uff boję się pomyśleć co będzie.
    Ale nie żałuję. Praca z dziećmi to to co chcę robić:)
    Jest taki okropny dowcip wśród studentów pedagogiki:
    "Czym się różni pedagog od pedofila?"
    Niedokończę.

    Ps: Przepraszam za ciągłe zmiany, ale postanowiłam (za czyjąś namową) wrócić do pisania moich wypocin, stąd nowy blog)

    OdpowiedzUsuń
  2. Chyba na każdym kierunku studiów ich słuchacze mają swój własny, niezrozumiały dla innych, język :) Zresztą jak każda grupa społeczna.
    Dobrze jest móc identyfikować się z daną grupą, dzięki temu jesteśmy "kimś" - kulturoznawcą, pedagogiem, polonistą... Studia nas kształtują, niezależnie od tego, co będziemy później w życiu robić. To pocieszające :)
    A jeśli chodzi o te wszystkie niezbyt miłe perypetie... cóż, kiedyś będzie z czego się śmiać, a teraz przynajmniej mamy na co narzekać. Spójrz na to z tej strony, moja droga ;) (wiem, wiem... łatwo mi mówić. A jak się zacznie moja gehenna z licencjatem to będę inaczej prawić :P )

    OdpowiedzUsuń
  3. Pine, już coś na ten temat od kogoś słyszałam ;) Czekam na dalsze kawałki!

    Kulinarna, kwestia grup zawodowych, to wbrew pozorom tak obszerny temat, że pewnie dałoby się z tego licencjat zrobić. Ale ja o tej magicznej pracy na trzecim roku już ci opowiadałam, prawda? ;) Śmiać się z bałaganu w dziekanacie śmiać nie będę nigdy, bo nie dalej jak wczoraj zafundowali mi kolejną "przygodę". ;)

    OdpowiedzUsuń