piątek, 9 września 2011

"Secrets of an Old Typewriter" czyli trochę o maszynach do pisania

Wspominałam może o tym, że jestem właścicielką Mercedesa? Nie ma co prawda czterech kół ani silnika, ale jestem pewna, że niejednego moje maleństwo daleko poniosło w swoim mechanicznym życiu. Mój Mercedes ma bowiem 49 sprawnych klawiszy i jedną uszkodzoną czcionkę, przez co wizualnie sepleni i nie "wymawia" litery "L". Ale nikt z nas nie jest bez wad, nie zamierzam więc się go czepiać i mieć do niego o to pretensji. Moja mama nabyła go za grosze na jednym z targów staroci w kwietniu tego roku i zgodziła się przehandlować go (czy raczej wymienić) na znalezioną kiedyś przeze mnie malowaną w złote kwiaty starą maszynę do szycia marki Singer - uczciwa wymiana.

Maszyny do pisania darzę miłością od wczesnego dzieciństwa, kiedy to stawiałam pierwsze kroczki w słowie pisanym i na maszynie mojego dziadka wypisywałam zdania o ziarenkach groszku i innych ważnych oraz wartych uwagi zjawiskach. Później przez wiele lat cicho marzyłam o posiadaniu takiej na własność i oto jest. Nic nie może się równać dźwiękom towarzyszącym w trakcie pisania. "Jak wystrzał z karabinu" powiadał bohater jednego z moich ulubionych filmów. Zresztą podzielam z tą postacią nie tylko obsesję na punkcie maszyn do pisania, ale także "Ojca chrzestnego", jednak to jest temat na oddzielną historię.

a

Tak czy siak, kiedy na przełomie lipca i sierpnia napisała do mnie niejaka Kelly z propozycją, by mój kolaż właśnie z maszyną do pisania został wykorzystany jako okładka do powstającej właśnie książki Susie Duncan Sexton nie mogłam przejść obok tego obojętnie. Już sam tytuł zwrócił moją uwagę i sprawił, że bez większego zastanowienia zgodziłam się na tę współpracę. Ebook o wdzięcznym tytule "Secrets of an Old Typewriter" pojawi się dopiero 21 września, ale już można oglądać okładkę. I nie powiem, czytając komentarze, nie mogę się nie uśmiechnąć i nie odczuć pewnej dumy.

Nie mogę jednak przestać filozofować i zastanawiać się nad tym w typowy dla mnie sposób. Być może w jakiś przedziwny sposób dwie Zuzanny, które urodziły się w zupełnie różnych miejscach i czasach, i które nie mają z sobą kompletnie nic wspólnego, spotkały się przy jednej i tej samej maszynie do pisania, która czerni się teraz dumnie na okładce. Hmm... Czyżby to właśnie był sekret maszyny do pisania? Pozostawiam bez odpowiedzi.

Okładka "Sekretów..." na bazie kolażu 204 - oryginał do obejrzenia TUTAJ

5 komentarzy:

  1. No wiesz... nic mi nie powiedziałaś! Powinnam się obrazić, ale... jestem z Ciebie dumna!
    A Mercedesa zazdroszczę okropnie, wrrrr!

    OdpowiedzUsuń
  2. Gratulacje!!!

    Możesz na niej napisać np "Podwójne życie... Zuzanny"
    :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Eddie, nie kuś mnie! :D
    Chociaż pomysł prowokujący, nie powiem ;) Dzięki!

    Mony - jak to nic ci nie powiedziałam? Powiedziałam, ty sklerozo chodząca! (.... hm, a może nie??? Ojoj... X.X)

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudownie!
    Podobno naturze polaków nie bliskie jest cieszenie się sukcesami innych ale ogromnie cieszy moje serce że (jakże!) blisko są mnie tak utalentowane osoby, zasilający szeregi ludzi z pasją i pomysłami.
    Gratuluję!
    Mercedes kojarzę teraz głównie jako ukochaną hrabiego Monte Christo. Może ich historie są podobne. Może teraz obie Mercedes nareszcie odnalazły przeznaczenie?:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Kochana! Co jak co, ale o czymś takim bym nie zapomniała ;)

    OdpowiedzUsuń