Nie przypuszczałam, że do tego dojdzie, ale jednak stało się: zaczyna mi brakować czasu. A i tak na klęczkach dziękuję duchom przezorności, które mnie nawiedziły w grudniu i nakazały napisanie wszystkich zaliczeniowych prac, referatów, analiz i Bóg wie czego jeszcze. Na razie zbieram żniwa dobrej passy i liczę, że odezwie się mój instynkt rowerowego maratończyka, bowiem przede mną najgorsza część, czyli trzytygodniowa wędrówka po piekle dantejskim, połączona z torturą i rzezią niewinnych. Terminy i formy nadchodzących egzaminów zmieniają się jak w kalejdoskopie zależnie od aktualnej wizji prowadzących, a ostateczna walka zostanie poprzedzona krwawą rozgrzewką przyszłego tygodnia, kiedy to objawią mi się czterej jeźdźcy apokalipsy, każdy z innego przedmiotu i gromkim głosem obwieszczą "proszę schować notatniki i wyciągnąć kartki".
Na razie staram się skupiać na najbliższych walkach, bez wybiegania myślami zbytnio do przodu, chociaż nie jest to łatwe. (A ciałko migdałowate nie śpi i wpada w panikę, paskudne ciałko migdałowate). Już czuję, podobnie jak inni studenci, zaciskającą się coraz mocniej na gardle pętlę wisielczą nadchodzącej sesji.
W takim wypadku mogę tylko powiedzieć - byle do lutego. A jutro znowu:
szósta nad ranem
w autobusie kończę
swój przerwany sen
~~
Ci vediamo.
Bardzo dobrze rozumie emocja jakie Cię dręczą, znam je doskonale.
OdpowiedzUsuńHaiku które czytam na końcu Twojego haibunu, jest pełne spokoju i łagodności.
Życzę Ci takiego spokoju i uśmiechu na twarzy, zarówno podczas egzaminów jak i snu. :)
Pozdrawiam,
Adam
Ten, kto ma czas jest najbogatszy na świecie:)
OdpowiedzUsuńtak czy owak giń sesjo!
Moja się ciągnie jak ślimak po jezdni...łączę się w bólu.