Zbliża się wielkimi krokami (pewnie w kaloszach siedmiomilowych) listopad. Pomimo niechęci do szarugi zawsze lubiłam nazwę tego miesiąca. Lisy, liście, listy i listopad - wychodzi moja predyspozycja do zabaw słownych i żonglerki językowej. Kolaż 119 czy 231 są tylko luźnymi przykładami. Nie zmienia to jednak faktu, że dziwnym zbiegiem okoliczności głównie jesienią znajduję w skrzynce listy - nie tylko tej elektronicznej ale i klasycznej.
Nie dalej jak miesiąc temu wspomniałam o tym Wiercipiętkowi, który (w swym przemiłym zagonieniu połączonym z lekkim roztrzepaniem) chyba nie zwrócił na to specjalnej uwagi, ale pokiwał przyjaźnie głową i Mumrikowi - ten dla odmiany mruknął tylko swoim zwyczajem i wzruszył ramionami, typowo dla Włóczykija. Ja jednak po dokładnej analizie ostatnich kilku jesieni wiedziałam swoje i spokojnie czekałam na rozwój wypadków. Oczywiście doczekałam się.
Nie dalej jak miesiąc temu wspomniałam o tym Wiercipiętkowi, który (w swym przemiłym zagonieniu połączonym z lekkim roztrzepaniem) chyba nie zwrócił na to specjalnej uwagi, ale pokiwał przyjaźnie głową i Mumrikowi - ten dla odmiany mruknął tylko swoim zwyczajem i wzruszył ramionami, typowo dla Włóczykija. Ja jednak po dokładnej analizie ostatnich kilku jesieni wiedziałam swoje i spokojnie czekałam na rozwój wypadków. Oczywiście doczekałam się.
Nie wiem jednak czy ktoś jeszcze przeżywa taki syndrom list-opadowy czy nie, ale zastanawiam się od czego to zależy. Może po wakacyjnych szaleństwach człowiek wraca do swojego życia i wspominając wieczorami swoje wyczyny zatraca się we wspomnieniach tak bardzo, że odgrzebuje jak archeolog wydarzenia i osoby już dawno minione? A może po prostu budzi się w nas jesienią sentyment i skłonność do "a pamiętasz...?". Nie zmienia to faktu, że od kilku lat jesień zawsze przynosi mi dawne znajomości.
Różnie to potem z nimi bywa. Niektóre osoby znikają równie szybko, jak się pojawiły i tylko kilka wiadomości w archiwum poczty świadczy, że kiedykolwiek się znalazły, ale inne zostają na dłużej. Część odzywa się regularnie, inne dają o sobie znać raz na kwartał, semestr, rok. Nie ma reguły. Zwykle też takie odkurzenie starych znajomości to wielka przyjemność, budząca sentyment i radość, chociaż zdarza się również i tak, że ponowne spotkanie zakańcza wewnętrzna konkluzja, że nic już nie mamy z tą osobą wspólnego.
To ostatnie mnie akurat nie dziwi. Tak to już chyba jest, że człowiek czasami ma ochotę wrócić (ha, powiedzmy górnolotnie) do korzeni, a później się okazuje, jak bardzo się przeobraził (in plus lub wręcz przeciwnie). Sama nie mogę wyjść z zadziwienia, jak mocno zmienił się mój światopogląd i jak bardzo ja obecna różni się od tej, powiedzmy, mnie sprzed pięciu lat. Chociaż z drugiej strony nie zmieniłam się wcale (paradoks). Dla niektórych może to być nieznośnym rozczarowaniem, a dla innych - miłą zmianą na lepsze. Oczywiście działa to w obie strony.
Mimo wszystko - jestem zadowolona. Bez względu na efekty każde takie stare spotkanie jest niezwykle rozwojowe. I nawet jeśli nie utrzymuję już kontaktu z kimś, kto się odezwał do mnie dwa, trzy, cztery lata temu, to wciąż mile te powroty wspominam.
To ostatnie mnie akurat nie dziwi. Tak to już chyba jest, że człowiek czasami ma ochotę wrócić (ha, powiedzmy górnolotnie) do korzeni, a później się okazuje, jak bardzo się przeobraził (in plus lub wręcz przeciwnie). Sama nie mogę wyjść z zadziwienia, jak mocno zmienił się mój światopogląd i jak bardzo ja obecna różni się od tej, powiedzmy, mnie sprzed pięciu lat. Chociaż z drugiej strony nie zmieniłam się wcale (paradoks). Dla niektórych może to być nieznośnym rozczarowaniem, a dla innych - miłą zmianą na lepsze. Oczywiście działa to w obie strony.
Mimo wszystko - jestem zadowolona. Bez względu na efekty każde takie stare spotkanie jest niezwykle rozwojowe. I nawet jeśli nie utrzymuję już kontaktu z kimś, kto się odezwał do mnie dwa, trzy, cztery lata temu, to wciąż mile te powroty wspominam.
Kolaż 007 |
To chyba przez te liście, one tak cicho i powoli spadają z drzew, że aż człowiek robi się sentymentalny i myśli jakoś tak łatwiej napływają. Tylu ludzi się poznało a tak mało z nich zostało:(
OdpowiedzUsuńTo akurat prawda. Dlatego wolę mieć najbliżej siebie osoby, na których najbardziej mi zależy, bo tak łatwo jest stracić kontakt. Wystarczy zmiana szkoły, pracy, miejsca zamieszkania i już po znajomości. A po pewnym czasie na pytanie "co u Ciebie?" trudno odpowiedzieć cokolwiek, nie mówiąc o konkrecie.
Usuń"Listopad to niekochana kobieta,
OdpowiedzUsuńCo narzeka, narzeka, narzeka..." :)
Ja tam lubię listopad. I mgły poranne i liście też- oczywiście! Zaś jeśli o listy chodzi, to mnie własnie bierze bardziej na pisanie... a parę osób czeka no odpis! Ten post jest dla mnie takim małym wyrzutem sumienia! Dzięki Ci Iro!:)
Literackim patyczkiem dźgam pośladek duszy Twej? Heh, żartuję oczywiście, ale cieszę się, że bierzesz się do pisania. Rozumiem, że Ty również realizujesz schemat list-opada? :)
Usuń