piątek, 11 listopada 2011

z Napoleonem krótka dyskusja o miłości

Mówi się, że "dzieci i ryby głosu nie mają". W sumie zabawne, że do tego grona "milczących" nie dolicza się jeszcze nieboszczyków. W końcu to oni milczą jak grób, czyż nie? Ale nie zawsze tak jest. Bardzo często te cmentarne cwaniaczki mają wiele do powiedzenia, nierzadko na temat rzeczy bardzo ważnych. Ot, na przykład taki Napoleon I (1796-1821) niby nieobecny, a patrzcie go, jak się wypowiada w księdze aforyzmów: 
Bluszcz tuli się do pierwszego drzewa, jakie napotka; oto pokrótce historia miłości. 
Pięknie, nieprawdaż? Takie romantyczne i pasujące do jesiennych smuteczków. Ja jednak, jako typowa styczniowa koza, wiecznie uparta i idąca na przekór, muszę się nie zgodzić z wyrażoną powyżej opinią. 

Dla mnie jest to historia zauroczenia, trochę tylko zbliżona i podobna do fanatycznej "pierwszej miłości". Kurczowe uczepienie się wybranka, tego "pierwszego napotkanego", wręcz rozpaczliwe, bezkrytyczne, na przekór dzielących różnic, które trwa czasem kilka lat, a czasami rok albo krócej (zależnie od warunków).

A czym jest miłość, taka prawdziwa? Na pewno nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Miłość to nie krzesło, które można łatwo poznać, opisać, a w końcu zdefiniować i wpisać do słownika. Zresztą, każdy ma własną definicję. Czym dla mnie jest? 

W drodze z Tychów do Katowic, na trasie autobusu linii 1, tuż przy drodze stoi sobie drzewo. A właściwie nie jedno, tylko dwa drzewa - sama jednak myślę sobie o nich, jako o jednym organizmie, tak blisko ze sobą żyją. Jest to młody jeszcze, ale już solidnie wyrośnięty dąb (dzielny i odważny młodzieniec) oraz niewiele młodsza od niego brzózka, grzeczna i skromna. (Swoją drogą to bardzo polski zestaw drzew, prawda? Niezwykle patriotyczna para). Drzewa te stoją obok siebie od tak dawna, że gałąź dębu zdążyła już mocno zrosnąć się z pniem brzozy. Wygląda to zupełnie tak, jakby obejmował ją ramieniem. 
Czy nie jest historia "lepszej" miłości? Wynikającej z długoletniej przyjaźni i pragnienia bycia ze sobą pomimo różnic, dostosowania się do nich oraz "zgrania" charakterów? Czy to nie jest trwalsze i lepsze, niż bluszczowe uczepienie? (to dobre słowo). Ale to tylko moja opinia, nie trzeba się z nią zgadzać. 

A tak na zakończenie - krótka "bajka o drzewku miłości", w 119 sylabach i 7 kolażach, którą dawno, ale nie aż tak dawno temu zrobiłam dla pewnej Joanny, o złamanym serduchu. Bo czasem miłość się kończy, ale nie zawsze jest to końcem wszystkiego, jak się nam wydaje. 
Do następnego razu! 


2 komentarze:

  1. Śliczna ta opowieść... Piękna... A historia drzewnej pary niesamowita i wzruszająca.

    Odnośnie bluszcza - mam związany z nim projekt, konkretnie z panną Bluszczową ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. No oczywiście, pamiętam o Pannie Bluszczowej i całym "Planie". No i liczę, że zaprezentujesz ją wąskiej publiczności przed przystąpieniem do działania? :)

    OdpowiedzUsuń