środa, 2 listopada 2011

listy (o alkoholu) oraz liście, czyli smuteczek jesienny

Słowem wstępu - cytat z listu do przyjaciela: 
>>Wino piją ludzie szczęśliwi. A w każdym razie mniej nieszczęśliwi niż ci, którzy piją wódkę. Wino pije się po to, żeby rozjaśnić życie. Wpiąć kolorowe pióra we włosy. Rozkręcić karuzelę psychiczną. Albo, po prostu, uzupełnić biesiadę. Ucieszyć żołądek i rozśmieszyć kelnera zamawiając na przykład "Nuits St. Georges - 57", które jest rocznikiem fatalnym. W każdym razie wino piją ci, którzy lubią żyć. Wódkę piją ci, którzy chcą stracić przytomność.
Dlatego właśnie uwielbiam wódkę i nienawidzę wina.
— Agnieszka Osiecka "Rozmowy w tańcu"
To chyba tłumaczy, dlaczego mam dzisiaj taką ochotę na kielonek czystej albo na kieliszek różowego, półsłodkiego wina i nie umiem się zdecydować na co bardziej. Ale to tylko takie czcze rozważania, bo w domu nie ma ani jednego ani drugiego, mogę więc sobie tylko rozmyślać. <<
~~
No właśnie. Teoretycznie już powinnam wyjść z tej huśtawki, ale jakoś się nie składa. Wciąż się bujam między złym humorem a dobrym, między kielonkiem a kieliszkiem, ostatnio chyba jednak z przewagą tego pierwszego. A tu nic. Wypośrodkować się człowiek nie potrafi, więc siedzi o suchym pysku niezdecydowany i się dalej kiwa na lewo i prawo. Ale może to i dobrze, bo dekadentyzm listopadowy który mam w perspektywie i bez wódki wygląda wystarczająco ponuro. 

Maczał w tym palce czas zimowy, który zabrał mi kolejną godzinę z i tak już krótkiego dnia (paranoja, żeby o 17 już było ciemno), motyl-żałobnik spotkany na cmentarzu w przeddzień Wszystkich Świętych (piękna dosłowność metafory, nieprawdaż?) i jeden Niezdecydowany Gagatek, który na nowo utrudnia mi życie i chyba świetnie się bawi (albo i nie). Normalnie pocieszyłabym się ładną pogodą, a raczej resztką tego, co z niej zostało, oraz pięknem klonów i jesionów z mojego podwórka. Ale moje magiczne okno już nie przyniesie mi pociechy. Wczorajszy przymrozek ogołocił wszystkie drzewa z resztek liści, a wyglądało to mniej więcej tak. Nie oszczędził nawet brzózki na moim balkonie - stoi teraz goła i macha na wietrze tymi swoimi gałązkami, jakby zaskoczona, gdzie się podziały wszystkie jej liście. Przygnębiające. 

Chyba jednak napiję się wina i spróbuję spojrzeć na to optymistyczniej: 

kolaż 039
PS. Powoli myślę już o zimie. Ona jakoś zawsze łagodzi mi nerwy, stargane listopadem (dopiero drugi... Ale się ten miesiąc wlecze). No zobaczymy. Może w ramach oczekiwania spróbuję ułożyć piosenkę o liściach i listach jesiennych?
Ci vediamo.

3 komentarze:

  1. "wciąż się bujam między złym humorem a dobrym, między kielonkiem a kieliszkiem, ostatnio chyba jednak z przewagą tego pierwszego." O mój Boże... to jest właśnie ten stan, jaki mi obecnie doskwiera. Co prawda ma inne źródło, ale jednak... ten kielon ciągle nade mną wisi.
    Drzewa też, jak słusznie zauważyłaś, poddały się tej atmosferze. Nawet te najbardziej wytrwałe zaczynają już opadać z sił.

    OdpowiedzUsuń
  2. Na poprawę humoru polecam grzane wino z lidla i radio retro cafe na open fm:)
    Ps: Czy mogę zamówić kartkę? Możliwe, że nawet kartki:)
    W tej sprawie to mailowo?
    3 maj się ciepło.

    OdpowiedzUsuń
  3. Kulinarna - Tobie to przynajmniej pieczenie pomaga i masz swoje dziecko które grzeje się na kaloryferze. Kiedy w domu ładnie pachnie, a w kuchni jest ciepło i przytulnie to wszystko wydaje się łatwiejsze do zniesienia. A mnie tu ściąga do parteru melancholia, mgła i książka o Ishi - ostatnim Indianinie z plemienia Yahi. Niby materiał ściśle antropologiczny, a jednak większy wyciskacz łez, niż najlepsza nawet fikcja literacka.

    Ptasi Dziub - Dziękuję za radę :) Pewnie skorzystam w najbliższym czasie. W sprawie kartki najlepiej będzie mailowo. Adres i wszystkie dane znajdziesz w zakładce "Zlecenie" na górze strony :)

    Pozdrawiam Was serdecznie, dziewczyny

    OdpowiedzUsuń